Wróciłam do zdrowia, odnalazłam sens życia…”
Właśnie mija 7 lat, od kiedy usłyszałam diagnozę, która wtedy, w listopadzie 2009 roku, brzmiała dla mnie jak wyrok: zaawansowany rak piersi z przerzutami do kości. Nie wiedziałam, jak bardzo te kilka słów zmieni moje życie… Na szczęście dobrze dobrane leczenie, całkowicie konwencjonalne, do tego dieta, ruch, zioła i „święty spokój”, przyniosły efekt – właściwie w pół roku udało się opanować chorobę. Myślałam, że wracam do zdrowia, do normalności. Niestety moje złudzenia szybko zostały rozwiane.
Przez kolejnych 5 lat, co 3 tygodnie wracałam do kliniki (mojego prywatnego „czyśćca”) zapewniana przez lekarzy, że inaczej się nie da, nie ma innej możliwości, bo choroba na pewno wróci, to kwestia czasu. Oczywiście pocieszano mnie, że są pacjentki, które żyją nawet kilkanaście lat przyjmując te leki. A co dalej? Co potem? Pytałam w myślach. Za kilkanaście lat byłabym po czterdziestce. Czy naprawdę nie ma innej drogi? Nie muszę tłumaczyć, jak ogromne skutki psychologiczne miały dla mnie te wizyty i niekończąca się terapia, niedająca żadnych szans na wyzdrowienie. Przez te lata robiłam wszystko, co mogłam, aby zdrowie na stałe zagościło w moim ciele. Zrobiłam tyle, że z dzisiejszej perspektywy aż trudno mi w to uwierzyć. Jednak psychicznie nie podołałam – rozdźwięk między tym, jak mnie leczono, a jak chciałam się leczyć, był ogromny. W 2014 roku nastąpił nawrót, przyrzuty w płucach i w biodrze. Postanowiłam pójść za głosem serca, postawić wszystko na jedną kartę, zrezygnowałam z terapii, do których nie miałam przekonania, z lekarzy, którym nie ufałam, z leczenia w dotychczasowym szpitalu, w którym zapach chemii mieszał się ze strachem i smutkiem pacjentów, a dla mnie „dobre opcje” się wyczerpały…
W 2015 roku trafiłam do dr Vorreitera, o którym dowiedziałam się od bliskiej osoby. Moje biodro było już w bardzo kiepskim stanie, właściwie znikało w oczach. Psychicznie sięgnęłam dna. Nie miałam już zupełnie nadziei, że jest dla mnie ratunek, że ktoś mi pomoże z „tego” wyjść. Postanowiłam jednak, że jeszcze ten jeden raz zawalczę o siebie. Pojechaliśmy do Bawarii… I moje życie się odmieniło! W końcu, po tylu latach poszukiwań, znalazłam lekarza prawdziwie oddanego swoim pacjentom. Walczącego wręcz o nich!
Metody leczenia, dobór terapii, holistyczne podejście do pacjenta i jego zdrowia, do tego sprawność i szybkość działania doktora Vorreitera dały mi pewność, że jestem w dobrych rękach, że jest szansa na uratowanie biodra, sprawności, i w ogóle zdrowia. Nie przeliczyłam się! Po pół roku od zakończenia terapii protonowej w Monachium, na którą skierował i przez którą przeprowadził mnie dr Vorreiter, i od roku, kiedy zaczęłam terapię komplementarną u dr Vorreitera w jego klinice, nie tylko wróciłam do pełnej sprawności – chodzę bez kul, pływam, jeżdżę na rowerze i uprawiam jogę (co jeszcze przed kilkoma miesiącami wydawało mi się nierealne), ale nie mam żadnych innych przerzutów!
Nie zdecydowałam się na leczenie konwencjonalne, choć zarówno polscy, jak i niemieccy onkolodzy bardzo mnie do tego przekonywali. Posłuchałam swojej intuicji, poszłam „pod prąd”. Dzisiaj, nie stosując chemioterapii, ani radioterapii, a zamiast tego medycynę naturalną, jestem na dobrej drodze do zdrowia. To, oraz spokój ducha, energię, radość życia i dążenie do celów, które wreszcie mogłam sobie wyznaczyć, bo nie boję się o swoje życie, zawdzięczam dr Vorreiterowi. Doktorze, mam u Pana dług wdzięczności, nie do spłacenia…
W Vorreiter Clinic otrzymasz kompleksową pomoc w problemach zdrowotnych. Zajmiemy się diagnostyką, przeprowadzimy pełny proces leczenia.